zagubionych

wtorek, 17 lipca 2012

Amadeusz


Słownik języka niemieckiego. Mała żółta książeczka z całą masą bzdurnych słów w środku. Mniej więcej ze środka wystaje kawałek kartki. Mały listek i napis na karteczce TRY ME .
Amadeusz wyjął listek. Od razu wiedział co to jest i po co chodzi do swojej korepetytorki od niemieckiego. Tak. To się nazywa elesdi. Wsadził sobie listek pod język, wyszedł na balkon, zapalił papieros i czekał na efekty. Na te trzeba było jednak chwilkę poczekać. Z krwawiącego mózgu chłopaka zaczęły wydobywać się jakby jęki męczonych dusz, z których każda co chwila przerywała morderczy skowyt, śmiechem indiańskiego szamana. Pokrywa czaszki popękała, i odpadła całkowicie na ziemie generując huk tysiąca dział. Amadeusz wiedział po co i dlaczego. Nieświadomy swojej poszerzonej świadomości przekroczył barierkę balkonu i wyskoczył. Wiedział jak musiał czuć się Adam Małysz kiedy jeszcze skakał. Niestety Amadeuszowi nie do końca wyszło lądowanie telemarkiem. Z karkiem skręconym o betonowe kloce ustawione wokół piaskownicy, rozejrzał się wokoło. Nachalność barw i kształtów w narkotycznej wizji napawał go pewnego rodzaju strachem. Robił to wiele razy. Umierał i zmartwychwstawał, robił to zawodowo. W branży nosił przydomek HESUS Słyszał ten śpiew wiele razy. Niby trywialna melodyjka, a jednak niosąca ważne wartości artystyczne , przynajmniej w subiektywnym odczuciu Amadeusza. Krew.
W uszach chłopaka pojawiła się krew. Wiedział ze tym razem mu nie darują. Wiedział że potrącą mu z pensji. Nie wolno. Nie uszy. Nie słyszał krzyku potępionych dusz. Szedł dalej, prostą aleją wzdłuż lasu mijając za sobą bloki i piaskownice. Nie omieszkał poszukać swojej szczęśliwej czterolistnej koniczyny, jednak wszystkie były takie. Fioletowe. Dźwięk nasilał się coraz bardziej, lecz Amadeusz nie mógł go usłyszeć. Kwadrat. Chłopak uchylił głowę. Trójkąt. Chmara trójkątów. Teraz nie mógł już nic poradzić. Zawsze miał problemy z geografią, Koła, linie i okręgi zawsze sprawiały mu problem. Podświadomie bał się ich. Bał się złożoności figur geograficznych, co przekładało się na jego sposób percepcji. Odbieranie świata. Zawsze odbierał światy. Nigdy nie dawał. Błyski i fale na pozostałości po wypalonych oczach i dym palonego papierosa. Papieros, tragiczne w skutkach uzależnienie od zakurzenia od środka samego siebie, jakby wpompowywanie dymu we własną duszę. Ale nie. On nie miał duszy. Po prostu urodził się bez niej. Nie dane mu było. Drzewa stawały się coraz wyższe i wyższe, a las coraz bardziej ciemny. Nie wiedział czy to co widzi, czego tak naprawdę nie widział tworzy on sam czy resztki jego rozbabranego i spalonego mózgu. Zamknął się w sobie, tak bardzo w sobie. W ostatnim fragmencie własnego nienaruszonego jestestwa i płakał. Płacz jego słyszały miliony...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz