zagubionych

środa, 18 lipca 2012

Artheus



Smród kurzu i stęchlizny wypełniał stare pomieszczenie. Mała 20 watowa żarówa ledwie oświetlała pomieszczenie. Artheus powolnym krokiem wszedł do środka, zdjął stary płaszcz rodem z epoki wiktoriańskiej i powiesił na kołku, który był widocznie pozostałością po wieszaku. Artheus by wysokim, dobrze zbudowanym młodzieńcem, samozwańczym królem. Podszedł do małego czarnego fortepianu w koncie pokoju, usiadł przed nim na starym zniszczonym kufrze, zakasał rękawy i zaczął grać. Nie grał pięknie. Jego muzyka przypominała raczej rzemieślnika muzycznego niż artystę. Melodie które wygrywał wydawały się jednak hipnotyzujące, że wydaje ci się że czytasz w kółko jedno zdanie. Melodie które wygrywał wydawały się jednak hipnotyzujące, że wydaje ci się że czytasz w kółko jedno zdanie. Melodie które wygrywał wydawały się jednak hipnotyzujące, że wydaje ci się że czytasz w kółko jedno zdanie. Na pewno nikt nie zauważył gołębia, który obserwował to wszystko z perspektywy obsranego przez resztę gołębi parapetu. Mrugnął porozumiewawczo, mimo faktu, że w gruncie rzeczy wcale nie posiada powiek i odleciał.
Artheus nadal ciągnął swój koncert dedykowany staremu kredensowi, i popękanym talerzom w nim zawartym. Kurz unoszący się w świetle starej żarówki wydawał się tańczyć w takt tej niezwykle niewiarygodnej muzyki. Nagle chłopak zakończył granie dysonującym interwałem i powoli podszedł do drzwi, nasłuchując kroków. Popatrzył przez judasz. Tak, był pewien że podświadomie zna tego gołębia. Gołąb zapukał trzy razy, jakby używając tylko sobie znanego tajnego kodu. Artheus nie zamierzał go wpuścić. Zaparł się o drzwi. Nic to nie dało. Gołąb wtargnął do pokoiku. Warto dodać, że teraz gołąb był naprawdę wielki. Gigantyczny jak na gołębia. Zaczęli się szamotać. Artheus sprawiał wrażenie przestraszonego. Tak. W jego oczach było widać strach. I gołąb dobrze o tym wiedział. W momencie kontaktu wbił swój długi dziób w oko Artheusa, przebijając główkę młodzieńca, przybijając ją do ściany. Wyciągnął zakrwawiony dziób z oczodołu chłopaka, a jego martwe truchło osunęło się pozostawiając krwista smugę na ścianie. Kiedy resztki głowy dotknęły ziemi, całe ciało rozbiło się na miliony drobnych fragmentów. Zostało na podłodze tylko serce, które nadal biło.
Artheus schodził powoli spiralnymi schodami wewnątrz fortepianu. Jak to dobrze, że przed kontaktem ze złowieszczym gołębiem ciemności, przetransferował swoją duszę do fortepianu, gdzie mógł się zregenerować. Kiedy doszedł do korytarza, który wyglądał jak utkany ze strun fortepianowych, nagle złapał się za głowę. Ból który uderzył w synapsy stawał sie coraz bardziej nie do zniesienia. Nie wiedział co się zn nim dzieje. Runął na podłogę i rozpadł się na miliony drobnych kawałków. Zostało tylko serce.
Gołąb zakończył swoje zadanie, wydziobał serce jednego i drugiego wcielenia Artheusa, stanął na parapecie i odleciał. Leciał bardzo długo. Podróż trwała bez przerwy trzy dni i trzy noce. W końcu doleciał na miejsce przebaczenia. Usiadł na parapecie, po zewnętrznej stronie okna i obserwował chłopaka grającego na fortepianie dziwne melodie. Chłopak nie grał wspaniale. Jego muzyka przypominała raczej rzemieślnika muzycznego niż artystę. Melodie które wygrywał wydawały się jednak hipnotyzujące, że wydaje ci się że czytasz w kółko jedno zdanie. Melodie które wygrywał wydawały się jednak hipnotyzujące, że wydaje ci się że czytasz w kółko jedno zdanie. Melodie które wygrywał wydawały się jednak hipnotyzujące, że wydaje ci się że czytasz w kółko jedno zdanie. Kiedy gołąb otrząsnął się z otępienia, podleciał z drugiej strony budynku i wleciał oknem od klatki schodowej. Stanął przy drzwiach oznaczonych numerem 666 i zapukał trzy razy, jakby używając tylko sobie znanego tajnego kodu. Mężczyzna w środku otworzył drzwi, i powiedział: - Witaj Artheusie. Co cię do mnie sprowadza? Jestem królem. Mogę wszystko. Mogę sprawić żebyś czytał w kółko jedno zdanie. Mogę sprawić żebyś czytał w kółko jedno zdanie. Mogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz