zagubionych

środa, 18 lipca 2012

Kolory Tęczy

Wszystkie kolory tęczy w jednej puszce  - Napis na dużym bilbordzie stojącym nad różowymi drzwiami o dziwnie nieregularnych kształtach. Zielony -tak ma na imię bohater- spokojnym krokiem nacisnął klamkę. Był szczupłym młodzieńcem w skórzanej zielonej kurtce motocyklowej, o krótkich włosach pofarbowanych na zielono. Wnętrze sklepu wypełnione było fikuśnymi sprzętami w bardzo jasnych barwach. Ekspedient stojący za barokowym kontuarem odchrząknął cicho i zapytał: -Przepraszam, w czym mogę pomóc? -Szukam Eddiego-Odpowiedział Zielony, dziwnie akcentując imię poszukiwanego mężczyzny.. -Oczywiście. Mogłem się spodziewać, że prędzej czy później ktoś po niego przyjdzie. - Odpowiedział zrezygnowanym tonem ekspedient. -Chodź za mną. Wyszedł zza kontuaru, wyjął z kieszeni klucz i zamknął różowe drzwi wejściowe.
Weszli do sąsiedniego pomieszczenie, wypełnionego rożnymi kartonami i kartonikami. W środku jednego z nich, siedział niski i tęgi mężczyzna w okrągłych okularach, którego długą brodę i wąsy pokrywał kolor różowy. - Proszę. Tu jest Eddie. - Mruknął ekspedient i wskazał na karła. Zielony zaś podszedł do niego, podniósł, obejrzał jego różowy zarost pod światło, po czym wepchnął sobie człowieczka do kieszeni. Obrócił się na pięcie i wyszedł przenikając solidną ścianę sklepu Puszki Tęczy .
W kieszeni Eddie nudząc się postanowił rozpalić ognisko. Wyjął ze swojego przybornika potrzebne przedmioty i rozpalił ogień. Rozejrzał się wokół po kieszeni i zauważył Klopsa. Psa brata, sąsiadki szwagra jego nauczyciela, z którym brat syna dziadka czasem grał w pokera. - Jak leci? -Zagaił do psa. Ten jednak milczał, wiec Eddie znudzony w poszukiwaniu rozrywki wsadził swój tłusty paluch w sam środek płonącego ogniska.
Jak leci, jak leci, jak leci... Słowa te echem odbijały się od czaszki psa... Nic nie zrozumiał , wiec wbił oczy w płynącą palec, a jego oczy zasnuły się łzami. - Ten mały łajzowaty człowieczek, z nudów wpycha palce do ognia, a ja nie mogę z nim porozmawiać bo nie rozumiem jego słów. -ta myśl tak zasmuciła Klopsa, że postanowił umrzeć. Postanowił popełnić samobójstwo. Wziął i umarł.
Zielony biegł akurat przez opuszczoną wioskę, gdy poczuł swąd palonego mięsiwa, wydobywający się z jego kieszeni. Ściągnąć więc spodnie i zajrzał do środka. Jednym okiem zauważył Eddiego grillującego fragmenty psa na ognisku. Wytrząsnął karła z kieszeni i wrzasnął.
-Czy ciebie aby nie (w tym momencie warkot zmutowanego Jelcza zagłuszył wypowiedź Zielonego),że grillujesz na ognisku?! Czy ty nie wiesz że grilluje się na grillu? A gdzie przyprawy?
Eddie spuścił wzrok i przy okazji zakrztusił się fragmentem dziwnie wyglądającego organu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz