zagubionych

wtorek, 17 lipca 2012

Artysta

Ciemny pokój, wieczorem. Księżyc świeci intensywnym blaskiem w okno. Mały chłopczyk lat trzy, bawi się drewnianymi klockami przy blasku kominka. Na fotelach obok leżą martwe ciała rodziców. Chłopczyk nie zdaje sobie sprawy, że nie odezwą się do niego ani słowem. Z pokoju na górze schodzi po skrzypiących schodach trzydziestoletni Artysta. Ubrudzony farbami, w przekrzywionych okularach. Z jego pracowni gra po cichu złowieszcza pozytywka. Tyk ty trrr, tyk ty ty rrr ktyk... Podchodzi do chłopczyka, bierze na ręce i zanosi do pracowni. Daje mu coś do jedzenia. Coś dla dzieci. Czy to jedzą dziecko? Nie. To saszetka z jedzeniem dla kota. Artysta jest pod wpływem. Wąchanie farb, klejów czy inne substancje skrobiące korę mózgowa od sroda. Artysta sadza dziecko na łóżku, sam bierze sztalugę, płótna i komplet farb. Nie potrzebuje pędzli. Będzie malował czymkolwiek. Włosami, językiem, palcem czy w ostateczności całą swoja posiniaczoną i brudną twarzą. Ponownie schodzi na dół po skrzypiących schodach i przysuwa fotele z denatami do siebie. Łączy ich ręce w uścisku. O tak. Teraz wyglądają pięknie. Tak. To będzie arcydzieło. W między czasie chłopczyk spadł z łóżka. Płacze. Artysta nawet nie mrugnie. Musi malować jak to artyści. Chłopiec w pewnym momencie przestaje płakać. Zakrztusił się. Na śmierć. Artysta dalej maluje. To już trzeci dzień od śmierci chłopczyka, a on nawet o tym nie wie. Bez przerwy maluje. Ach.. Artyści. Tydzień ciągłego malowania. Tak, obraz wydaje się być skończony i naprawdę na swój sposób piękny, jednak modele zdążyli już nieco zgnić. Wszędzie ten sam zapach. Zapach trupa. Po skończonym malowaniu Artysta zdejmuje dzieło ze sztalugi i opiera o ścianę. Idzie do piwnicy, z piwnicy wraca z taczką. Kładzie oboje denatów na taczce i wywozi za dom. Wraca do domu po kanister, po czym za domem układa oba ciała jedno na drugie. O tak. Polewa je benzyną po czym podpala. O tak, piękne ognisko... Wraca po jakimś czasie do domu, wchodzi po skrzypiących schodach na górę gdzie zastaje gnijące zwłoki chłopaczka. Uśmiecha się do siebie, wyjmuje z szuflady nóż, podnosi dziecko, kładzie na biurku i rozcina je. Otwiera klatkę piersiową i wyjmuje nadgniłe organy. Piękne. Piękne. Jeszcze piękniej będa wyglądać w słoiku. Siada przy biurku umieszczając głowę we wnętrznościach trzylatka. Narkotyki przestają działać. Cięcie! Mózg robaczywy, zgnilizna w pokoju.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz