sobota, 21 lipca 2012
Muzyka z głośnika
Muzyka głośno wydobywała się z kilku starych głośników. Wokalista zawodził głośno melancholijnym głosem do mikrofonu, przy wtórze nie do końca nastrojonego fortepianu wspomaganego kulawą sekcją perkusyjną. Na widowni nie było nikogo. Nie ma co się dziwić, gdyż koncerty Zespołu nigdy nie różniły się od prób. Raz na jeden koncert przyszły dwie osoby, ale to tylko dlatego, że na zewnątrz padał deszcz. Mimo wszystko muzyka Zespołu była czymś magicznym. Każdy dźwięk przeszywał serce na wylot swoją prawdziwością. Kurz opadający ze zniszczonego stropu amfiteatru należącego do pianisty dodawał swoistego uroku. Zespół zawsze dawał koncert do końca. Mimo wszystko. Mimo tego że po raz któryś na sali nie było nikogo, występ trwał do ostatniego wspólnego akordu. Po odłożeniu mikrofonu i pałeczek, po zamknięciu klapy fortepianu wszyscy trzej członkowie zaklaskali sobie jak zawsze i rozeszli się w milczeniu. Każdego następnego dna ćwiczyli. Robili próby przed niedzielnym koncertem który odbywał się co tydzień. Co tydzień i zupełnie dla nikogo. Tej niedzieli miało jednak być inaczej. Dwadzieścia minut przed koncertem do sali amfiteatru wszedł mężczyzna niosący pokrowiec gitarowy pod ręką. Długość gryfu wskazywała bez zwątpienia na gitarę basową. Bez słowa wziął stojący za sceną czarny taborecik usiadł na nim, wyciągnął gitarę i zaczął grać. Razem z Zespołem Zgrał się razem z nimi niemal z biegu swoim wkładem dopełnił całości. Teraz ich muzyka kumulowała cząsteczki. Cała ludność zeszła się do amfiteatru pod wrażeniem cudowności muzyki jaką teraz grał Zespół wraz z basistą. Gdy sala była już pełna, głowa basisty wybuchła z taką siłą, że pochłonęła za sobą istnienia reszty członków zespołu oraz całą widownie. Po amfiteatrze postała tylko cegła na środku wypalonego pola. Czy taka ofiara jest wystarczająco dobra, mój panie?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz