niedziela, 17 listopada 2013
Morderstwo
Ciotka moja nie żyła. Zabito ją na śmierć. Pchnięcie nożem, albo coś takiego. Zabiła ją córka sąsiadki. Piękna dziewczyna. Talia osy, długie blond włosy, wydatny biust, długie nogi i duże, mięsiste usta. Jej córka - nota bene morderczyni, też była niczego sobie. Również blondynka, włosy zawsze związane w kok, lub coś podobnego i lekki makijaż. Nie poszła siedzieć. Nikt nie wiedział o jej morderstwie. Poza mną. Sam pomagałem pozbyć się zwłok. Denerwowała mnie już ciocia. Boże, wybacz, ale ta stara dewotka, nie dawała mi żyć. Poważnie. Zakopywaliśmy cioteczkę pod starym drzewem, gdzieś w środku lasu, nucąc sobie piosenkę ze Smerfów. Oboje ochlapani krwią, uśmiechając się do siebie, machaliśmy radośnie łopatami. W pewnym momencie, nasze oczy zatrzymały eis na sobie dłuższą chwilę. Wargi złączyły się w długim i śliskim pocałunku. Zaczęliśmy się dobierać do siebie, rechocząc wesoło. Nie śmieszne? Nieśmieszny to był `39, to bardzo nas bawiło. Zaczęliśmy się tarzać po ziemi obok zakopanej już denatki. Wystawał jedynie czubek nosa. Tarzaliśmy się przytuleni do siebie, z takimi uśmiechami, jakich nie mieliśmy od dawna. Księżyc nam światkiem co wyprawiały nasze złączone ciała. W jednym momencie przestaliśmy być dwiema istotami. Kiedy ją wypełniłem staliśmy się jednością. Pierwszy raz z wielu tego wieczora. Kiedy skończyliśmy dzieło naszych przemian, kiedy zakopaliśmy nosek cioteczki denatki, zbliżał się ranek. Jan Ranek. Przygłupi posterunkowy naszego miasteczka. Podszedł do nas i zapytał skąd wracamy. Jego usta poruszały się pod wielkim wąsem szybciej niż wypowiadał słowa. Nie do końca rozumiem czym to mogło być spowodowane. Desynchronizacja tego człowieka dotykała niemal wszystkich jego elementów. Chodzą pogłoski, że jak poszedł na dziwki, to ejakulował zanim jeszcze zdążył rozpiąć rozporek, ale to podobno mogło przydarzyć się każdemu. No wiec zapytał nas skąd wracamy. Opowiedziałem mu pokrótce że byliśmy się kochać w lesie przy świetle księżyca. Spojrzał w niebo. Zaczęło już dawno świtać. Popatrzył na nas ze zdziwieniem, potem opuścił w głowę i jego wzrok przez ułamek sekundy zawisł nad jego własnym kroczem. Podniósł głowę, uśmiechnął się do nas kwaśno i pożegnał. Aż dziw bierze, ze jego podejrzliwości nie wzbudziły łopaty, które nieśliśmy. Ale tak jak wspominałem, ten człowiek nie był zbytnio rozgarnięty. Wróciliśmy do domów. Mieszkamy na przeciwko siebie, także pożegnałem ją przed samymi drzwiami. Dźwięk naszego pocałunku odbijał się miedzy ścianami korytarza. Nagle nasze uszy zaskoczył dźwięk syren. Stanęliśmy jak wryci. Mięśnie odmówiły nam posłuszeństwa. Podbiegli do nas mężczyźni w czarnych uniformach. Kurwa, to była policja. Skuli nas i sprowadzili na dół do radiowozów. Okazało się że to wszystko przez ciotkę. Za dużo żarła. Nie zabiliśmy jej, kiedy skończyliśmy nasze harce obok jak jej myśleliśmy mogiły, ona się wygrzebała, i traf chciał, ze trafiła na posterunkowego Ranka. Nasłuchawszy się naszych jęków postanowiła go zgwałcić, ale jego desynchronizacja znowu dała o sobie znać. Podobno chciał ją oskarżyć o gwałt, ale ona pierwsza mu wyśpiewała, dlaczego to wszystko i skąd. No to nieszczęsny Ranek z plamą na spodniach wezwał posiłki. I mogiła. Tak o to wylądowałem w pierdlu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dość niezwykłe opowiadanie, Szczerze to nie wiem nawet jak je mam do końca skomentować. Było dużo przemocy, seksu i ... głupoty ludzkiej. Ale opowieść ciekawa. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPs. Imiona pochodzenia angielskiego są dla mnie po prostu fajniejsze, dlatego ich używam.